Znów zmieniono czas i znów musiałem chodzić po drewno po ciemku. Tym razem zmobilizowałem się i "wystrugałem" sobie lampkę solarną z przydasi znalezionych "w szufladzie". Jako właściwa lampka służy samochodowe, ledowe światło dzienne z demontażu (drugie sie przepaliło). Lampka ta jest zasilana z trzech ogniw LiIon 18650 pochodzących z odzysku. Załączanie światła następuje za pomocą wyłącznika łańcuszkowego.
Ciekawostką jest układ ładowania słonecznego z panelu solarnego (kiedyś był w komplecie z pompką - fontanną oczka wodnego, ale pompka się popsuła). Napięcie wytwarzane przez ten panel 7-12V jest podnoszone przetwornicą step-up do wartości 12,3V, która to ma za zadanie ładować ogniwa LiIon umieszczone w koszyczku. Ogniwa maja podłączony balanser równoważący proces ładowania.
Dodatkowo równolegle z ledową lampą podłączony jest mały woltomierz pełniący funkcję wskaźnika naładowania. Wszystkie elementy (z wyjątkiem panelu solarnego) zostały wbudowane do plastikowej obudowy, dzięki czemu urządzenie stanowi kompaktową całość (łatwo demontowalną z krokwi na której zostało zawieszone). Sam panel solarny jest przyłączany kablem z wtykiem DC 5,5 ale zamiast niego celem podładowania ogniw można podłączyć zasilacz sieciowy (5-12V).
Lampa została zmontowana w dwa wieczory z elementów znalezionych w szufladzie (z odzysku lub zakupionych u "majfrenda" na zapas). Tylko dwie części kupiłem extra - wyłacznik łańcuszkowy i... hydrauliczny uchwyt rury, który trzyma panel solarny. Oświetlenie działa znakomicie. Ogniwom może zaszkodzić mróz ale na zimę zostanie zdemontowane bo drewna opałowego używam tylko w okresach przejściowych (wiosna-jesień).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz